Wspomnienia z Silesia Marathon 2024 – wyniki konkursu

30.12.2024

Udostępnij w social

Konkurs na najciekawsze wspomnienia z 16. edycji Silesia Marathon dobiegł końca! Otrzymaliśmy od Was wiele zgłoszeń, za które serdecznie dziękujemy. Szczególnie cieszy nas fakt, że swoimi wspomnieniami podzielili się zarówno doświadczeni biegacze, uczestnicy licznych maratonów, jak i debiutanci.

 

Spośród nadesłanych prac, nagrodziliśmy dwie, których autorami są:

 

  • Karolina Wosik – ultramaratonka z Katowic
  • Tomasz Daniłowski – maratończyk z Katowic.

 

Dodatkowo jury postanowiło wyróżnić:

 

  • Małgorzatę Król-Dopierałę – półmaratonkę z Katowic,
  • Jacka Hanarza – maratończyka z Zielonki,
  • Monikę Walukiewicz – maratonkę z Siemianowic Śląskich,
  • Dariusza Walukiewicza – ultramaratończyka z Siemianowic Śląskich,
  • Monikę Mazur – półmaratonkę z Rudy Śląskiej.

 

Dziś publikujemy wspomnienia Karoliny Wosik.

 

 

Nigdy nie rezygnuj z marzeń… Silesia to bieg po szczęście. Przecież to „twój bieg- twoje zwycięstwo”.

Karolina Wosik

 

Nigdy nie rezygnuj z marzeń, to pierwsze wspomnienie, które przychodzi mi na myśl po tegorocznym starcie. Wiele znaków na ziemi i niebie wskazywało w tym roku, że jednak powinnam zrezygnować z udziału.

 

Najpierw infekcja zatok, z którą walczyłam przez 9 tygodni. Kiedy pojawiła się w połowie sierpnia nawet nie przypuszczałam, że aż tak bardzo namiesza w moich planach treningowych i, że z jej powodu do ostatniej chwili będę rozważała w ogóle swój tegoroczny start w zawodach.

 

Przez 9 tygodni łapałam się każdego sposobu, aby cudownie wyzdrowieć i móc zrealizować swój treningowy plan. Tymczasem zamiast zmierzać ku poprawie,  przeciwności losu zaczęły się mnożyć niczym grzyby po deszczu. Nie dość, że przyszło mi trenować z potwornym katarem, czasami bolącą od uciskających zatok głową, a nawet temperaturą. Dochodziły do tego problemy z oddychaniem i kaszel, które powodowały, że musiałam zatrzymywać się częściej niż bym sobie tego życzyła. Pogoda we wrześniu też zrobiła się bardziej deszczowa. W pewnym momencie sama zadawałam sobie pytanie „ Czy to ma sen?”; „ Z czym do ludzi?”- przecież nie jestem w stanie przebiec 10 km bez zatrzymywania, a planuję przebiec 50 km, tempo gorsze niż kiedykolwiek ☹ Jakby tego było mało, 2 tygodnie przed startem nagle zaczął boleć mnie ząb. Przedłużająca się infekcja zatok doprowadziła do stanu zapalnego zęba. Pojawił się kolejny wielki znak zapytania „I co teraz?”. Zaczęłam mocno urealniać swoje plany i zastanawiać się czy przypadkiem jednak w tym roku mimo swoich ambicji nie powinnam odpuścić. Moja duma nie pozwalała mi na to, ale może jednak z uwagi na kolejne wyzwania, które chciałam podjął w niedalekiej przyszłości, powinnam? 2 tygodnie po starcie w Silesii, miałam w planach wyruszyć na swój pierwszy wymarzony himalajski trekking wokół Manaslu. W obliczu tych wyzwań wiedziałam doskonale, że w Himalaje bezwzględnie muszę polecieć już zdrowa. A co będzie jeśli nabawię się jakieś kontuzji na Silesii. Przez 8 dotychczasowych edycji, w których brałam udział nigdy to się nie wydarzyło, ale ewidentnie w tym roku szczęście coś mi nie sprzyjało. Trasa długa i wymagająca, a moja kondycja słaba ☹

 

Do tego wszystkiego tegoroczna trasa biegu z uwagi na liczne remonty w naszej aglomeracji została zmieniona i całkowicie omijała moją dzielnicę. Jak biec bez swojej prywatnej strefy kibica i bez wsparcia rodziny w tym newralgicznym dla mnie momencie, na 37 km. Czy bez wsparcia bliskich dam radę? A może to kolejny znak aby odpuścić?

 

I wtedy właśnie przypomniałam sobie, że przecież w maju bieżącego roku wygrałam nowe buty do biegania w konkursie Mizuno. Jak to – ja nie mam szczęścia? O nie, nie ze mną takie numery i tak łatwo się nie poddam! Nie tym razem! Prawdziwy wojownik walczy do końca.

 

Fot.Wygrane buty Mizuno

 

To był punkt zwrotny. Postanowiłam, że przez 2 pozostałe do startu tygodnie będę przygotowywać się do Silesii tak jak zwykle – biegam tyle ile zaplanowałam. Trudno, że trochę wolniej i z częstszymi przystankami. Wtedy wiedziałam tylko tyle, że jeszcze nie dziś muszę podejmować ostateczną decyzję o swoim udziale w zawodach.

 

Zaplanowane treningi zrealizowałam w mniejszych i większych bólach (i z moralnym kacem, że trzeba było  więcej pracować w ciągu całego roku, a nie w ciągu 2 ostatnich miesięcy kiedy akurat zdrowie płatało niespodziewane figle).

 

Naszedł dzień odbioru pakietu startowego. Pobiegłam więc odebrać pakiet w ramach ostatniego treningu i oczywiście w „nowych” butach Mizuno. Pech chciał, ze wieczór był dość deszczowy, więc buty przemoczyłam na tyle, ze o niedzielnym starcie w nich nie było już mowy.  Kolejna kłoda pod nogi.

 

Fot. Odbiór pakietu startowego w deszczu

 

Szekspirowskie pytanie „ Być albo nie być” adoptowałam do swoich potrzeb „Biec czy nie biec? Oto jest pytanie”.

 

Atmosfera w biurze zawodów dodała mi jednak pozytywnej energii i już wtedy na Stadionie poczułam, że chcę spróbować.

 

I tak oto bez nowych butów, z niedoleczonymi zatokami i 2 paczkami chusteczek higienicznych w obu rękach, z rozwierconym zębem i wielkim znakiem zapytania dokąd zmierzam i gdzie zaprowadzi mnie tegoroczny start, postanowiłam, że pobiegnę, nie poddam się tak łatwo i nie dziś. Mimo wszystko spróbuję, a jak będzie bardzo źle, to przecież zejdę z trasy, świat się przez to nie zawali, a ziemia będzie się kręcić dalej. Celem miał być start sam w sobie. W tym roku nie walczę o lepszy wynik, czas itd., walczę aby pokonać swoje słabości i dobiec do mety. Jeśli się uda, to będzie moim sukcesem. Z takim przeświadczeniem 6 października 2024r. o godz. 7:30 wystartowałam na trasie ultramaratonu ze szczelnie opatulonymi zatokami i zapasem chusteczek.

 

Na trasie Silesia Ultramarathonu ze szczelnie opatulonymi zatokami i uśmiechem (fot. Jakub Borówka)

 

Niektórzy znajomi z trudem mnie rozpoznawali, ale uśmiech niezmiennie towarzyszył mi cały czas. Trasa biegu, którą znam od kilku ładnych lat (poza wspomnianymi modyfikacjami) niezmiennie mnie zachwyciła. Biegłam u siebie, wśród znanych mi zakątków Chorzowa, Katowic, Mysłowic i Siemianowic Śląskich. A rodzina i znajomi mimo zmienionej trasy nie zawiedli i pojawiali się na różnych etapach trasy. Dzięki nim tradycyjnie mam miłe foto-wspomnienia z biegu. Pogoda również wspierała w tym dniu biegaczy. Były rześko i przyjemnie do biegania.

 

Spotkanie na trasie z rodziną (fot. Dominika Szatka)

 

Finalnie udało się dotrzeć do mety na Stadionie Śląskim (miejsce open 73, wśród kobiet nr 7 i w kategorii wiekowej nr 4). Silesia jak zwykle mnie urzekła i już teraz wiem, że w przyszłym roku chcę po raz 10-ty w niej wystartować. Będzie to mój 7 start na trasie ultra. W kolejnych sezonach też planuję starty, ale wtedy być może uda mi się pomóc spełniać marzenia o bieganiu innym, np. w asyście osobom na wózkach. Takie są moje plany, a życie pokaże jak uda się je zrealizować.

 

Ostania prosta do mety (fot. Jakub Borówka)

 

Fot. Na mecie 6.Silesia Ultramarathon

.

Fot. Dwa tygodnie później na himalajskim trekkingu wokół Manaslu
w pamiątkowej koszulce Silesia Marathon oczywiście 😉

 

Cała ta sytuacja pokazała mi, że  doświadczenie zdobywamy przez całe życie. I najważniejsze aby nie bać się podejmować decyzji.

 

Być może dla niektórych to będzie opowieść o sile charakteru, wytrwałości i determinacji, które nie pozwoliły się poddać i łatwo odpuścić.

 

Może dla innych to będzie historia o potędze marzeń.

 

Pewnie znajdą się i tacy, którzy skrytykują moje treningi w chorobie i igranie z losem.

 

A może dla większości będzie to jak dla mnie nauczka o braku dyscypliny i wnioskach na przyszłość aby wytrwale trenować więcej i regularnie przez cały rok tak aby kondycji nie budować na kilka chwil przed startem.

 

Niezależnie jak moja historia zostanie odebrana, myślę, że nasza siła i determinacja aby podejmować wyzwania jest w nas. Trzeba tylko odpowiednio je z siebie wykrzesać i nie rezygnować z marzeń.

 

Być może czyta tę relację osoba, która zastanawia się czy warto spróbować swoich sił w Silesii- moja odpowiedź brzmi: TAK, zdecydowanie TAK! Jeśli jest jakaś iskierka aby czego spróbować, to warto podążać w tym kierunku. Ważne tylko albo rozsądnie się do tego przygotować 😉

 

Moje wnioski:

– nie dramatyzuj,

– nie panikuj, weź 3 głębokie oddechy i ze spokojem podejmij dobrą dla siebie decyzję (nawet jak trzeba zejść z trasy biegu lub zrezygnować z udziału na dzień przed startem- to też może okazać się najlepszym dla ciebie wyborem),

– rób swoje i pracuj cały rok na efekt w dniu startu,

– najważniejsze nie poddawaj się i nie rezygnuj  z marzeń tak łatwo (zrezygnować można zawsze, ale zawsze warto spróbować).

 

Fot. Mój bieg – moje zwycięstwo

 

Karolina Wosik

Bądź z nami na bieżąco
Skip to content