„Bieganie jest moim życiem” – wywiad z Bohdanem Witwickim

17.05.2023

Udostępnij w social

Od piętnastu lat z sukcesem tworzy największe wydarzenie biegowe w tej części Polski. Jak zaczęła się jego przygoda z bieganiem? Ile startów ma na swoim koncie? Skąd wziął się pomysł na organizację Silesia Marathon? Po odpowiedzi na te i wiele innych pytań zapraszamy do lektury wywiadu z Bohdanem Witwickim – pomysłodawcą i dyrektorem naszego biegu.

 

Od 15 lat jesteś dyrektorem Silesia Marathon. Które z edycji najbadziej utkwiły Ci w pamięci?

Wspomnę o trzech. Z sentymentem wspominam pierwszą edycję, od której przygoda z naszym maratonem się zaczęła. Wyjątkowo ciekawym wydarzeniem była trzecia edycja zapamiętana przez wszyskich uczestników z uwagi na ekstremalne warunki pogodowe. Jeszcze dzień przed biegiem obserwowaliśmy rywalizację dzieci i młodzieży w biegach sztafetowych przy pięknej, słonecznej pogodzie. Kolejnego dnia, na starcie mieliśmy już tylko pięć stopni, by po dwóch godzinach temperatura spadła do jednego stopnia. Po dodaniu do tego padającego od rana ulewnego deszczu, który zmienił się w opady deszczu ze śniegiem, decyzja była jedna. To był nasz ostatni majowy maraton.
Wyjątkowym przeżyciem był też maraton w 2017 roku, gdy po raz pierwszy mogliśmy finiszować na bieżni Stadionu Śląskiego. Czuliśmy na sobie dużą odpowiedzialność za wydarzenie, w którym udział wzięło kilka tysięcy zawodników, ale jednocześnie ponad 100 000 widzów odwiedzających Kocioł Czarownic w dniu jego otwarcia.

 

Czy organizując pierwszą edycję przypuszczałeś, że projekt tak się rozwinie, a tysiące ludzi będzie finiszować na legendarnym Stadionie Śląskim?
Bardzo tego chciałem i od początku założeniem naszego projektu był udział tysięcy biegaczy z finiszem na bieżni Stadionu Śląskiego. Nadal czuję niedosyt, bo jesteśmy gotowi na wydarzenie dla ponad 20 tysięcy biegaczy i mam nadzieję, że w końcu uda się rozruszać Polaków.

 

Silesia Marathon zrodził się z wieloletniej pasji do biegania. Czy możesz opowiedzieć o swoich biegowych początkach?
Już mając kilka lat rozpocząłem przygodę ze sportem. Zaczęło się od pływania, ale dyscypliną, którą uprawiałem wyczynowo było judo. Po latach spędzonych na tatami, przy braku większych sukcesów szukałem nowych wyzwań. Miałem wówczas 17 lat. Nie było wtedy Internetu, w telewizji ledwo dwa kanały, ale cotygodniowy program zachęcał do biegania. Postanowiłem się sprawdzić w maratonie. Szybko dowiedziałem się, że aby wystartować muszę mieć ukończone 18 lat, a jedynym biegiem maratońskim, w którym mogłem wystartować był Maraton Pokoju w Warszawie. Do startu pozostały 3 miesiące – wydawało mi się wówczas, że to wystarczający czas, by się przygotować. Rodzice rozpytali wśród znajomych i spotkałem się z prawdziwym maratończykiem. Przypomnę, że biegacza nie było wtedy tak łatwo spotkać.

 

Monumet Valley, USA, fot. archiwum prywatne

 

Kiedy dokładnie ukończyłeś pierwszy maraton? I ile masz ich na koncie?
25 września 1983 roku, cztery dni po swoich 18 urodzinach wystartowałem w Warszawie. Maraton z metą na Stadionie Dziesięciolecia rozegrany był w chłodny, deszczowy dzień. Cukier w kostkach, który był na punktach odżywczych rozpuszczał się na papkę. Wyliczenia międzyczasów „wzięły w łeb”, gdy szybko zaparował mój zegarek. Nie był wodoodporny. Ale faktycznie, czas nie miał większego znaczenia, bo liczyła się meta i medal, z którym dumnie wróciłem do Katowic. Nic to, że miałem problemy z wyjściem na peron z pociągu, a w poniedziałek liczne schody liceum Mickiewicza w Katowicach pokonywałem na prostych nogach trzymając się poręczy. Duma była wielka. Nie wiem, czy to wówczas, czy może jeszcze przed maratonem zaraziłem się tą pasją do biegania, z której nie sposób się wyleczyć.
Starty przestałem już dawno liczyć, bo było ich ponad 100 na różnych dystansach – od tych krótkich biegów ulicznych, przez królewskie biegi maratońskie po ultramaratony.
W tym roku minie dokładnie 40 lat od mojego pierwszego maratońskiego startu. Dobra okazja, by zamknąć pewien etap przygody z maratonem. „Nigdy nie mów nigdy”, ale jeśli pojawia się taka okrągła rocznica, to chciałbym ją uczcić swoim pierwszym startem w Silesia Marathon.

 

Czy możesz się podzielić jakimiś wyjątkowymi wspomnieniami z licznych startów? Gdzie biegło Ci się najlepiej?
W zasadzie nie mam żadnych złych wspomnień ze startu. Miałem to szczęście, że kończyłem każdy bieg, w którym wystartowałem, choć oczywiście były starty, z których byłem mniej zadowolony. Pamiętając, że ze złymi wspomnieniami nic nie zrobisz, ale możesz tworzyć nowe – startowałem w kolejnych biegach.
Wspomnę o trzech. Pierwsze wspomnienie to maraton wrocławski, na trasie którego poznałem Piotra i była to prawdziwie maratońska znajomość. Z Piotrem przebiegłem jeszcze dwa kolejne wrocławskie maratony, a znajomość trwała przez wiele lat. Athens Classic Marathon, czyli spełnienie marzenia startu na historycznej trasie z Marathonu do Aten. Na szansę udziału w tym biegu czekałem bardzo długo, a marzenie to zrodziło się w pociągu, którym wracałem ze swojego pierwszego startu. W 2005 roku spełniłem to marzenie. Start był dla mnie kwintesencją udziału w wydarzeniu biegowym. Nie liczył się czas tylko udział. Po starcie, na 3-4 km dzieci machały gałązkami oliwnymi, wręczając je biegaczom. Zabrałem taką gałązkę i dobiegłem z nią do mety na historycznym Stadionie Panateńskim.
Kolejnym bardzo ciepłym wspomnieniem był Two Oceans Marathon. Takiej atmosfery, jak na biegu w Kapsztadzie, nie zaznałem nigdzie indziej. Dlatego też nie skończyło się na jednym starcie w tym wydarzeniu.

 

Ateny, Athens Classic Marathon, fot. archiwum prywatne

 

Czas biegu jest dla Ciebie ważny?
Z wyjątkiem pierwszego maratonu, był jeszcze jeden, gdzie męczyłem się strasznie na dystansie i do mety dobiegłem z czasem ponad 4 godziny. Już dawno mam za sobą okres, gdy walczyłem o każdą minutę. Dziś, tak jak na początku, liczyć się będzie ukończony bieg, a czas schodzi na dalszy plan. Oczywiście sportowe ambicje powodują, że podejmuję również wyzwanie i chciałbym ukończyć bieg z czasem, który przyniesie mi satysfakcję.
Generalnie bieg maratoński jest dla mnie „tylko” podsumowaniem kilkumiesięcznych przygotowań, a największą satysfakcję przynosi mi każdy trening, na który mogę wyjść.

 

Wiele maratonów ukończyłeś, uczestniczyłeś w nich też jako widz. Czy jest coś, co zainspirowało Cię w innych biegach i co przeniosłeś do Silesia Marathon?
Inspiracją przy wielu działaniach jest dla mnie historia Freda Lebow’a, twórcy maratonu nowojorskiego. Będąc w Nowym Jorku udało mi się nie tylko odwiedzić siedzibę New York Road Runners, ale i odnaleźć pomnik Freda Lebow’a w Central Parku.
Staram się nie oglądać biegów maratońskich na żywo. Bardzo męczy mnie obecność na wydarzeniu, w którym nie mogę brać udziału. Czuję się wówczas jak dzieciak przed witryną cukierni, do której nie mogę wejść po cukierka. Dlatego jeśli mogę, to właśnie startuję.
Przede wszystkim staram się przeszczepić to, co najlepsze unikając przy tym wpadek, zaliczanych przez innych. Mam jeszcze kilka pomysłów, które chciałbym wprowadzić w czyn, ale nie wszystko jest zależne od mnie.

 

Fred Lebow, pomnik w Central Park Nowy York, fot. archiwum prywatne

 

Jak porównałbyś Silesia Marathon do innych maratonów? Z jakimi biegami byś go zestawił?
Nie mogę tego zrobić. Z pozycji organizatora, czy „widza” własnego projektu trudno jest ocenić bieg, w którym nie brało się udziału. Wydaje się, że znam każdy element projektu, każdy metr trasy, ale co innego znać, a co innego doświadczyć.

 

15 edycja będzie wyjątkowa też pod tym względem, że sam w niej pobiegniesz. Jak w takim razie idą przygotowania?
Decyzję o starcie podjąłem w styczniu. Pierwsze, co musiałem zrobić, to uzyskać zgodę „najwyższej władzy”, czyli żony. To już nie tylko kilka krótkich, choć regularnych treningów w okolicy, ale konieczność poświęcenia większej ilości czasu na przygotowania. Zgodę dostałem (uśmiech).
Przygotowania zacząłem na początku roku, pierwszy etap to powolna walka z wagą. Z wiekiem i wieloma przyzwyczajeniami nie jest to łatwe. Z uwagi na liczne obowiązki zawodowe, potem pandemię nie startowałem w biegach ulicznych. Przed ostateczną decyzją o starcie w maratonie, postanowiłem sprawdzić się w masowym biegu ulicznym. Na treningach można pokonywać dziesiątki kilometrów, ale start w zawodach to konkretne wyzwanie. Wybór padł na półmaraton. To był pierwszy etap przygotowań. Kolejny zakończę w czerwcu powrotem do regularnych treningów. Wówczas powstanie plan, który postaram się zrealizować, by 1 października stanąć na starcie biegu maratońskiego.

 

Jakie plany na przyszłość? Jak widzisz kolejne 15 lat w roli dyrektora? Czym jeszcze planujesz zaskoczyć?
Nie wiem, co przyniesie przyszłość. Warto ją planować, ale też nie mogą to być zbyt odległe plany. Życie pełne jest zakrętów. Czasami za zakrętem czeka nagroda, dlatego warto biec, by dobiec po tę nagrodę.
Tworzymy świetny zespół, który doskonale poradził sobie przy organizacji ubiegłorocznego maratonu. To również brałem pod uwagę decydując się na start. Myślę, że jest kilka osób, które gdy przyjdzie moment, godnie mnie zastąpią. Na razie nie sięgam myślami dalej, iż najbliższe wydarzenie. Oczywiście myślę też o edycji 2024, bo nie da się odkładać przygotowań na kolejny rok.
Przed nami wiele bieżących wyzwań, a uczestnicy oczekują przede wszystkim perfekcyjnej organizacji, tak by ich nic nie zaskoczyło.
O emeryturze jeszcze nie myślę, choć nadal brakuje mi czasu, by dokończyć książkę, w której chcę podzielić się swoimi licznymi doświadczeniami, nie tylko tymi biegowymi.

 

Ostatnio słyszałam taką sentencję: „Gdyby każdy mógł sobie pozwolić na bieganie, świat wyglądałby o wiele lepiej.” Czy się z nią zgadzasz? Czy bieganie odmieniło Twoje życie? Możesz wygłosić przesłanie zachęcające ludzi do biegania?
Bieganie to pasja. Wszystkie osoby, które znam, a które biegają to ludzie otwarci, pozytywnie nastawieni do świata i do innych osób. Wśród biegaczy nie znam złych ludzi i może dlatego, zgadzam się, że świat w którym każdy zasmakowałby emocji biegowych wyglądałby dużo lepiej. Bieganie to mnóstwo pozytywnych emocji, to jedyna tak popularna i masowa konkurencja sportowa, w której amator staje na starcie z zawodowcem. To dyscyplina, w której każdy ma takie same szanse i warunki, by zwyciężyć. Choć dziś dla zdecydowanej większości z nas zwycięstwem jest sam udział, ukończenie biegu.

 

Piotra, o którym wspominałem wcześniej, poznałem na trasie maratonu we Wrocławiu. Połączyło nas tempo biegu, razem biegliśmy od 10 km i zaczęliśmy rozmawiać. Do mety dobiegliśmy osobno, ale umówiliśmy się wcześniej, że spotkamy się po biegu. Wymieniliśmy się adresami i korespondowaliśmy (wówczas Internet dopiero raczkował). Rok później spotkaliśmy się już przed biegiem. Dystans pokonywaliśmy od początku razem. Na kilka kilometrów przed metą każdy z nas rozpoczął finisz we własnym tempie. Nie był to nasz ostatni wspólny maraton. Trudno nie wspominać takich chwil, które łączą, wydawałoby się, obcych sobie ludzi.

 

Czy bieganie odmieniło moje życie – nie, bieganie jest moim życiem! Biegam całe swoje dorosłe życie, dzięki bieganiu zwiedziłem kawał świata i wreszcie dzięki bieganiu poznałem wielu dobrych ludzi. Dziś osobistą pasję do biegania staram się zaszczepić innym właśnie przez organizację wydarzeń sportowych.
Siła jest w nas, a największą porażką jest brak działania. Dlatego miejmy odwagę spełniać marzenia. Ja swoje marzenia spełniam właśnie dzięki bieganiu, a może nie dzięki bieganiu, ale dlatego że nadal biegnę…

 

Rozmawiała: Dorota Spaczyńska-Kaim

Bądź z nami na bieżąco
Skip to content