W tracie przygotowań do Silesia Marathon 2022 porozmawialiśmy z jednym z uczestników ubiegłorocznej edycji – aktorem Kubą Wesołowskim.
Wszyscy cały czas żyjemy ubiegłoroczną edycją Silesia Marathon, na którego trasie mogliśmy również dostrzec Ciebie. Jak wspominasz udział w naszym biegu?
Biegi poza Warszawą to dla mnie zawsze pewien rodzaj wyzwania. Trzeba zmierzyć się z logistyką, a do tego nie ma tego wsparcia w postaci najbliższych ci osób. W przypadku ostatniego Silesia Marathon było trochę inaczej. Biegliśmy tutaj dla zabawy i przyjemności – wszystko po to, by popularyzować wydarzenie. Jeżeli nie masz pręgierza w postaci czasu, to każdy bieg staje się przyjemny.
W zeszłym roku nie miałem niestety czasu na wymagające treningi, więc przebiegnięcie maratonu samo w sobie było fajnym przeżyciem. Do 30 kilometra był mega ubaw, dopiero później zrobiło się mniej przyjemnie. (śmiech) W końcu we znaki dało się zmęczenie. Nie ma to jednak porównania z moim pierwszym występem na Silesia Marathon. Wówczas towarzyszył nam ogromny upał i na 41 kilometrze byłem na skraju wytrzymałości. Okupiłem to strasznym bólem i zmęczeniem.
Tym razem było bardzo przyjemnie, kibicowało nam mnóstwo ludzi, z twarzy nie schodził uśmiech. Impreza rozrasta się w niesamowity sposób. Sama trasa jest absolutnie malownicza. Byłem w szoku, gdy zobaczyłem otaczającą nas zieleń i parki. W porównaniu do Warszawy, w której biegam na co dzień, miejsc do biegania jest zdecydowanie więcej. Śląsk kojarzymy zazwyczaj jako przestrzeń silnie zurbanizowaną, a znakomita większość biegu to parki czy urokliwe miejsca, jak Nikiszowiec. Taki bieg zapada w pamięć i na pewno nie ma mowy, by się podczas niego nudzić.
Wspomniałeś o biegu w świetnej atmosferze i towarzyszącej mu zabawie. Z drugiej strony wiemy przecież, że jesteś biegaczem, który lubi pokonywać kolejne kamienie milowe w postaci czasów. Co jest tak naprawdę dla Ciebie istotniejszym aspektem podczas maratonu?
Do tej pory zawsze biegałem na czas. Oczywiście później okazało się, że łamanie rekordów już nie jest tak łatwe i oczywiste, bo to wymaga większej częstotliwości treningów. Bodajże cztery lata temu osiągnąłem czas 3:06 i wiem, że gdybym chciał go pobić, musiałbym włożyć w to ogrom zaangażowania i pracy.
Szykując się do bicia rekordu musisz jednak odbyć masę startów, które nie muszą mieć aż tak dużej intensywności. Właśnie podczas luźniejszych maratonów poznałem zupełnie inną formułę biegania. Nie chodzi tylko o czas i każdą minutę, ale o zabawę. To zupełnie coś innego. Trudno mi jednak powiedzieć, co jest dla mnie ważniejsze. Faktem jest, że wolniejsze tempo pozwala na głębsze poznanie otoczenia. Bardziej udziela ci się atmosfera, a sam start sprawia ogromną frajdę. Podczas biegu na życiówkę nie widzisz nic poza trzema krokami przed sobą i zegarkiem, który wskazuje ci czas. To dwa różne rodzaje wydarzenia. Wszystko zależy od Twojego przygotowania. Jeżeli jesteś w odpowiedniej dyspozycji, to każdy bieg jest bardzo miły.
Zeszłoroczny bieg był dla Ciebie biegowym powrotem na Śląsk po latach. Wcześniej wziąłeś udział w pierwszej edycji Silesia Marathon. Pamiętasz, jak w ogóle do tego doszło?
Miało to związek z moją działalnością dla stacji TVN, która była bodajże patronem wydarzenia. Zrodził się wówczas pomysł na cykl biegowy. W tamtych czasach był to w zasadzie początek maratonów w naszym kraju, a biegacze długodystansowi byli naprawdę zamkniętym gronem. Osiąganie takich dystansów cechowało się sporym romantyzmem i wyjątkowością. Na mecie towarzyszyła ogromna wrzawa, bo wszyscy uchodzili niemalże za herosów. W moim towarzystwie nie miałem nikogo, kto przebiegłby przede mną maraton.
Wtedy nie było mowy o profesjonalnych dietach, trenerzy byli w zdecydowanej mniejszości. Trudno było o zakup przeznaczonych do biegania butów, a nie mówię już o rzeszy innego obecnego dziś sprzętu. Dzisiaj to grono znacząco się poszerzyło. Bieganie maratonów stało się popularne, a zapewne spora w tym zasługa biegów dziesięciokilometrowych, które są zarówno w zasięgu amatorów, jak i profesjonalistów. One są tak naprawdę przedsionkiem do startu w maratonie. Po kilku „dyszkach” szukasz dłuższych dystansów i większych wyzwań. Maraton ma w sobie romantyzm i wyjątkowość. Ile byś ich nie przebiegł, zawsze będzie to spore osiągnięcie.
Wspomniałeś o wyjątkowości trasy Silesia Marathon, która zaskakuje bogactwem zieleni. Twój pierwszy bieg na Śląsku przełamał pewne stereotypy kojarzące się z regionem i jego wyglądem?
Tak naprawdę większość otoczenia odkryłem podczas ostatniej edycji, a to ze względu na to, że podczas pierwszej odsłony towarzyszyła nam upalna pogoda, przez co trudno było się skupić na czymś innym niż sam bieg. (śmiech) Parki znajdujące się na trasie Silesia Marathon są nieprawdopodobnie piękne. Nie przypominam sobie, bym w Polsce biegał w równie urokliwych miejscach, jeżeli mówimy o biegach miejskich. Ani Toruń, ani Poznań, ani Warszawa nie mają tak pięknych przestrzeni, jakie oferuje Śląsk.
Jesteś człowiekiem wielu sportów. Masz piłkarską przeszłość, często również bierzesz udział w innych wydarzeniach sportowych wraz z innymi aktorami. Jaką wartość wnosi dla Ciebie bieganie, które dla wielu wiąże się z przekraczaniem kolejnych barier?
W moim przypadku jest trochę inaczej, bo moje słabości ani mnie nie grzeją, ani nie mobilizują. Elementem dopingującym są dla mnie plecy przeciwnika. Nie potrafię sobie wyobrazić, by biec spokojnie, gdy widzę kogoś przed sobą. Od razu mam ochotę go przegonić.
Cały czas prowadzę aktywny tryb życia, w którym zazwyczaj towarzyszy mi dużo osób. Bieganie jest dla mnie katalizatorem emocji, których na co dzień staram się nie pokazywać, a którym muszę dać upust. Poranna przebieżka pozwala mi uporządkować pewne rzeczy w swojej głowie – nadaję wartość rzeczom, które mieć ją powinny, a bagatelizuję te, które niepotrzebnie urosły do rangi ważnych. Podczas biegania jestem bardzo pobudzony, bo uwalnia się we mnie masa hormonów.
Każdy szuka w bieganiu czegoś innego. Zacząłem biegać, by znaleźć równowagę dla stresu, który towarzyszył mi na co dzień. Dla mnie był to powód, dla którego tak się zaangażowałem. Ponadto jestem aktorem, a moje ciało jest narzędziem, więc przynajmniej w teorii powinno być utrzymywane w jak najlepszym stanie. (śmiech)
W dobie pandemii wiele mówi się o tym, jak wielki wpływ na zdrowie mentalne mają właśnie treningi fizyczne. Uważasz, że ludzie powinni przykuwać do tego jeszcze większą uwagę?
Myślę, że to dzieje się samoistnie. Większość stara się coś w tym kierunku robić, bo wie, że ma to ogromne znaczenie dla ducha. U mnie okres covidowy spowodował, że zacząłem głębiej interesować się znaczeniem suplementacji. Staram się teraz przekazać ludziom, że to właśnie odpowiednia dieta pomaga w stawaniu się lepszym w swoich sportowych wyzwaniach i ma duży wpływ na samopoczucie. Jeżeli poświęcasz na coś 5-10 godzin tygodniowo, co ma miejsce w przypadku biegania, to warto zadbać o właściwą suplementację, by poprawić wydajność.
Na sam koniec nie sposób nie zapytać o Twoje postanowienia na bieżący rok. Jakie cele biegowe ma Kuba Wesołowski?
Mój trener twierdzi, że planujemy bardzo dużo. Zobaczymy jednak, jak to wyjdzie – pracy jest więcej niż zazwyczaj, więc nie mogę myśleć o nowych wyzwaniach czasowych. Chciałbym jednak osiągnąć jakiś szybszy czas na jednym z maratonów.
Cały czas najważniejszym jest dla mnie zgłębianie zagadnień związanych z suplementacją i popularyzacja tego tematu wśród ludzi. Obecnie ogromną frajdę sprawia mi jazda na rowerze, w której jestem absolutnie beznadziejny. O ile biegowo mam rezultaty, z których jestem zadowolony, o tyle na rowerze jestem totalnym cieniasem. Chciałbym, żeby to uległo zmianie.
Niezmiennie myślę też o maratonie w Bostonie czy Nowym Jorku. Jeżeli tylko pojawi się taka opcja, to bez względu na mój stan przygotowań, z ogromną chęcią tam pojadę. Tak jest też w przypadku innych europejskich biegów.